Dokładnie tam, gdzie żyli z Cezarym tuż po ślubie, kiedy jeszcze nie był sławnym aktorem. To miejsce było świadkiem krótkich chwil ich małżeńskiego szczęścia, a wkrótce potem Hasło krzyżówkowe „komedia Juliusza Machulskiego z Cezarym Pazurą w roli głównej” w leksykonie krzyżówkowym. W naszym internetowym słowniku krzyżówkowym dla wyrażenia komedia Juliusza Machulskiego z Cezarym Pazurą w roli głównej znajduje się tylko 1 odpowiedź do krzyżówki. Definicje te podzielone zostały na 1 grupę Read about Wywiad Szymona Majewskiego from Cezary Pazura's Płyta stereofoniczna and see the artwork, lyrics and similar artists. Podczas związku z Cezarym Pazurą wychowywali jedynie córkę aktora, Anastazję, z jego pierwszego małżeństwa. Nie mieli razem dzieci, a ich rozwód w 2007 roku odbił się szerokim echem w mediach, głównie dlatego, że gwiazdor nie chciał, aby jego była już żona nosiła nazwisko Pazura. Perkusista Cezary Konrad w trzecim odcinku rozmowy z portalem perkusyjnym BeatIt (https://www.beatit.tv/). Nagrania dokonano 31 maja 2017 r. podczas warsztat Cezary Pazura podczas naszej domówki zdradzał kulisy pracy nad kultowym "Kilerem" oraz odpowiadał na pytania dociekliwych fanów filmu. Było to już drugie z s KcBql0G. Julia Materna: Jak wspomina Pan plan filmowy? Co najlepiej Pan pamięta z filmu? Był Pan wówczas bardzo młody. Cezary Pazura: Pamiętam przede wszystkim swoją młodość i swój zapał do pracy. Najmocniej przeżyłem scenę w szpitalu, kiedy rozbijam szafki, denerwuję się. Ze wspomnianą sceną wiąże się zabawna historia. Reżyser Władysław Pasikowski z operatorem Pawłem Edelmanem trochę się poróżnili i nastąpiła przerwa w zdjęciach. Bardzo spieszyłem się wtedy na spektakl do Warszawy. Pamiętam, że zostało nam mało czasu na zrobienie tej sceny. Praktycznie wykonałem jeden dubel, ponieważ byłem przeraźliwie zdenerwowany. Ich kłótnia bardzo pomogła mi zagrać te emocje, które widać na ekranie. JM: Czy wspomniana scena celowo była tak gwałtowna? CP: Tak. Spieszyłem się i musiałem to zrobić szybko i odważnie. Byłem tak strasznie zdenerwowany na kolegów, że to po prostu przeniosło się na ekran – dla dobra sceny. Bardzo mnie cieszyło, że tak to wyszło. Za tę właśnie scenę otrzymałem najwięcej pochwał i dobrych słów. Rzeczywiście, wyszła brawurowo. A sam film był dla mnie o tyle ważny, że pierwszy raz spotkałem się na planie z żywą legendą, moim ukochanym aktorem – Januszem Gajosem. To jest dla młodego aktora zawsze duże przeżycie. Był to dla mnie ważny moment. JM: Jak wyglądała Pańska relacja z Bogusławem Lindą? CP: Bogusława znałem już z "Krolla", ponieważ pracowaliśmy razem przy debiucie Władka. Praca przy filmie "Psy" była naszym drugim spotkaniem. Od tego czasu publiczność jakby nas ze sobą złączyła. Para Linda – Pazura stała się kultowa w filmach Pasikowskiego. Trochę żałuję, że więcej takich filmów nie powstało. W Ameryce robi się tak celowo. Jeżeli już jakaś figura filmowa się udaje, przynosi zysk i cieszy się powodzeniem, to się ją powtarza, dopóki działa. Miałem za mało okazji, żeby grać z Bogusławem. Występowaliśmy jeszcze potem w "Psach 2: Ostatnia Krew" czy u Macieja Ślesickiego w filmie "Tato". To jedyne nasze wspólne role. Teraz po latach spotkaliśmy się przy filmie "Psy 3. W imię zasad". JM: Film "Psy", w tamtych czasach, był nowatorski i może trochę zaskakujący. Potem stał się oczywiście produkcją kultową. CP: Tak, przede wszystkim film poruszył temat teczek i palenia przeszłości ubeckiej na śmietniku. Stał się bardzo symboliczny przez cały proces zmian, który zaszedł w naszym kraju. Filmy Pasikowskiego cieszyły się wielką popularnością w tamtych czasach. Wszyscy zazdrościli mu lekkości pióra: świetnie pisał dialogi, scenariusze, reżyserował bardzo dobre filmy. Andrzej Wajda powiedział o Pasikowskim, że wie o polskim widzu więcej niż każdy inny reżyser. Rzeczywiście, Władysław pochodzi z Łodzi i jest świetnym obserwatorem życia. W tych czasach odnalazł się doskonale. Jest też wybitnym fachowcem – skończył przecież wspaniałą Łódzką Szkołę Filmową na Wydziale Reżyserii. Myślę, że nikt z nas nie zdawał sobie wtedy sprawy, że robimy coś ważnego. Ten film dał początek nowoczesnemu polskiemu kinu. Pewien recenzent kiedyś napisał, że polscy widzowie wrócili do kin dzięki Pasikowskiemu. Był taki moment w naszej historii, osobiście też miałem takie odczucie, że słysząc "polski film", wiedziałem, że na pewno biletu nie kupię. Chodziło się wtedy na amerykańskie filmy. Te polskie były nudne, sztampowe, w dodatku na tematy, które nas, młodych ludzi, nie interesowały. JM: Olaf Lubaszenko wspominał, że początkowo film był wzorowany na "Policjantach z Miami". Dopiero później scenariusz został dostosowany do polskich realiów. CP: Rozmiłowaliśmy się w amerykańskim filmach. Lubiliśmy je oglądać i dlatego chcieliśmy stworzyć coś podobnego, tylko po polsku i z polskimi bohaterami. Władysław Pasikowski świetnie odnalazł się w tym stylu i okresie. Znalazł klucz do sukcesu, którego wszyscy mu potem zazdrościli. Nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, że film "Psy" stanie się kultowy. Cytaty z "Psów" są znane do dziś. Ktoś zabawny kiedyś powiedział o Pasikowskim, że jeśli chodzi o dialogi, to w skali od 1 do 10 trzeba mu dać 12 punktów. Co napisał tekst, to od razu był hit. To nieprawdopodobne. To był złoty okres jego twórczości. Miło mi było i miło mi jest do dziś, że mogłem spotkać się z Władkiem i aktorami na planie tak ważnego filmu w naszej kinematografii. JM: Był Pan wtedy bardzo młodym aktorem, a dostał Pan naprawdę ważną rolę w filmie. Jak się Pan z tym wówczas czuł jako młody człowiek? CP: Może się to wydawać śmieszne, ale liczyłem na coś więcej. W "Krollu" dostałem nagrodę na Festiwalu w Gdyni i myślałem, że po tym filmie będę grał u Pasikowskiego same główne role. Okazało się, że gram Nowego. Nie umiałem jeszcze wtedy czytać scenariuszy. Ta rola wydała mi się taka sobie. JM: Nadał jej Pan jednak niesamowity charakter. CP: Tego się nauczyłem. To aktor nadaje sens temu, co jest napisane. Mówił to zawsze Pan Wajda – "obsada to połowa sukcesu". JM: Czy mógłby Pan wspomnieć o swoich ulubionych kwestiach z filmu? CP: Moje ulubione to wszystkie wypowiadane przez Franza Maurera. Na przykład "Ty stara dupa jesteś" albo "Co ty wiesz o zabijaniu". To są kultowe teksty. : Zdaje mi się, że w momencie pojawienia się w kinach film dostał pół gwiazdki w jednym z rankingów. Teraz po dwudziestu paru latach, otrzymał osiem czy nawet dziesięć gwiazdek. Wszyscy mówią, że "Psy" są kultowe. Krytycy niekoniecznie rozumieją filmy w pierwszym odbiorze. Żyjąc w danych czasach, zazwyczaj ma się pewnie przekonanie dotyczące aktualnych zjawisk. Gdy powstaje coś nowego, to niekoniecznie wszyscy są na to gotowi. To jednak było coś nowego. Pierwszy raz ukazała się tak odważna propozycja. W filmie jest taka słynna scena, kiedy pijanego ubeka niosą na drzwiach, śpiewając "Janek Wiśniewski padł". JM: Scena ta uchodziła za bardzo kontrowersyjną. CP: Władek chciał ją nawet wyciąć. Pamiętam, że bardzo go prosiłem, żeby tego nie robił. "Jeśli kiedyś historia cię zapamięta, to przede wszystkim z tej sceny". JM: Tak, ona nadal budzi emocje i rezonuje. CP: I oto właśnie chodzi! To jest mocne. Uważam, że co jak co, ale takich rzeczy artyści nie powinni się bać. Rok 2007, przedział jednego z pociągów PKP. To tam całkiem przypadkiem poznali się Cezary Pazura i jego żona, wtedy 19-letnia, Edyta. Dziś para ma dwójkę dzieci i mocno się kocha, jednak początki związku blondwłosej piękności ze starszym od siebie o 26 lat aktorem były trudne. Na samą myśl o nich, Edyta Pazura rozpłakała się ostatnio na wizji… Edyta Pazura chroni dzieci przed show-biznesem. 12-letniej córce zabrania dwóch rzeczy Edyta Pazura o związku z Cezarym Pazurą 31-latka była ostatnio gościem programu Magdy Mołek. Opowiedziała w nim o kryzysie w związku, który przyszedł przez niemiłe opinie zupełnie postronnych osób… „Na samym początku, kiedy nie było jeszcze Amelii, była taka sytuacja, że przyszłam bardzo mocno zapłakana. Miałam tego dość, tych kłamstw. I powiedziałam: "Czaruniu, nie zasłużyłam na to". Spakowałam się, Czarek pobiegł za mnią i powiedział, że nigdzie nie idę”, powiedziała w programie Edyta Pazura powstrzymując łzy. Cenna lekcja dała 31-latce siłę i dziś prawie nic nie jest już w stanie jej złamać. „Teraz jestem dużo twardsza, dużo silniejsza. Chcę nauczyć moje córki tej siły, której ja nie miałam na samym początku”, przyznała się Edyta Pazura, a przy okazji wspomniała, jak w roli ojca sprawdza się jej mąż. „Przede wszystkim jest ojcem obecnym. Było bardzo ciężko, bo wiadomo, każdy facet ucieka na początku. Ale odpuściłam”, wyjawiła Edyta Pazura na wizji. Okazuje się, że wywiad z Magdą Mołek stresował gwiazdę. „Bardzo bałam się tej rozmowy... Pierwszy raz odkąd poznałam mojego Męża opowiedziałam tak szczerze o swoich przeżyciach i uczuciach, które towarzyszyły mi na początku naszej znajomości i przez ostatnie 12 lat. Podczas wywiadu były: radość, smutek, śmiech, gorycz, a nawet łzy.... Zawsze jednak warto walczyć o swoje szczęście... Cieszę się, że wytrwaliśmy. Nie wyobrażam sobie teraz mojego życia bez Czara, Amelki, Antosia, Rity i moich przyjaciół”, napisała na Instagramie Edyta Pazura. Lubicie aktora i jego ukochaną? @ Co ma Hołdys do Kilera, jak Kiler nie trafił do przyszłości i czym mógłby się dzisiaj zajmować opowiada Cezary zdobyciu pierwszego kontenera ze złotem Jurek Kiler postanowił przeznaczyć całą kasę na polską produkcję filmową. Potem tego żałował. Jak pan sądzi, czy żałuje do dziś?To zależy, w co zainwestował, bo polskie kino, dzięki Bogu, jest wszechstronne, wielotematyczne i wielowątkowe. Myślę więc, że niekoniecznie. Czasem niepotrzebnie krytykujemy nasze produkcje, niektóre z nich są naprawdę warte uwagi. Czytałem, jaki zestaw filmów weźmie udział w tym roku w festiwalu w Gdyni i naprawdę wygląda on imponująco. Jestem optymistą, jeśli chodzi o polskie miłośnicy polskich komedii tęsknią do stylu, który prezentował „Kiler”. Dla wielu kinomanów jest to wciąż ulubiony film rodzimej produkcji, jeśli chodzi o ten nawet wybrany najlepszym polskim filmem 25-lecia. Byłem w szoku. Zdzwoniliśmy się z Julkiem Machulskim, żeby sobie pogratulować. Naprawdę nie spodziewaliśmy się, przecież przez 25 lat powstało mnóstwo filmów, wiele dobrych i bardzo dobrych. Zaskoczenie było tym większe, że przed laty na festiwalu w Gdyni „Kiler” nie zdobył żadnej poważnej nagrody poza Klakierem, który jest nagrodą za najdłużej trwające po projekcji owacje. Życie to zweryfikowało i o filmach wtedy nagradzanych nikt już dziś nie mówi, a „Kiler” nadal jest czym, pana zdaniem, polega fenomen tego filmu?To historia bardzo dobrze wymyślona przez Piotrka Wereśniaka. A każdy widz identyfikując się z bohaterem wyobraża sobie siebie na jego miejscu. To chyba w ogóle największy magnes w kinie. „Kiler” to film, który w człowieku zostaje i ma bardzo dobrą energię. Nawet gangsterzy są w nim sympatyczni, kompletnie inaczej niż w życiu. To taki sposób odreagowania. Poza tym „Kiler” jest kinem familijnym, mogą go oglądać dzieci, młodzież, dorośli i to po parę razy, i wszyscy dobrze się bawią. Wydarzyło się coś zaczarowanego, że żywot tego filmu jest taki długi i wciąż ma on wydźwięk optymistyczny i pozytywny. Do dziś zdarza mi się widzieć ludzi, którzy, wspominając o „Kilerze”, uśmiechają się, że ludzie na pana widok krzyczeli „O, Jurek Kiler”?Tak, ale najczęściej zaraz po premierze, bo aktor jest więźniem swojej ostatniej roli. Ale do dzisiaj zdarza się, że niektórzy mówią do mnie „Kiler”. Czasem, kiedy rozdaję autografy, słyszę „Pan się podpisze – Kiler”. Zdarza mi się też słyszeć „Mam dla pana zlecenie”.„Niech pan pamięta o emerytach”?Też. I wielokrotnie słyszałem w sklepie, kiedy mąż dawał żonie pieniądze: „Tyle to na waciki”. Albo o pekaesach z tekstu „Kiler, ale masz zajebiste pekaesy”, które też weszły do języka potocznego, a było to zupełnie nowe słowo, podobnie jak któryś z tych kultowych cytatów powstał na gorąco w trakcie realizacji filmu?Większość została zapisana w scenariuszu, ale pojedyncze strzały padały na planie. Tekst z pierwszego spotkania z Rysią Siarzewską usłyszałem wcześniej jako dowcip: żona proponuje mężowi, że usmaży mu jajka, a on jej na to „Cycki se usmaż”. Opowiedziałem go, a Julek mówi „Dobre, robimy to. Wejdzie albo nie, najwyżej wytnę w montażu”. A później, kiedy pokazywał ten fragment znajomym, radzili „Zostaw, bo to śmieszne”. Rewiński oczywiście wymyślił „Memory, find, Siara i wszystko jasne”. Śpiewanie „Czterech pancernych” na basenie to też jego udawało wam się zachować powagę na planie?Nie wiedzieliśmy, że kręcimy kultowy film. Po prostu chcieliśmy go zrobić jak najlepiej i każdy na planie dał z siebie wszystko. Przy okazji była dobra, nieskrępowana zabawa. Skrępowanie pojawiło się dopiero w czasie realizacji drugiego „Kilera”, bo przeskoczenie jedynki było praktycznie niemożliwe. Z drugiej strony istniało ciśnienie, żeby powstała kontynuacja, ponieważ publiczność chciała poznać dalsze losy tego bohatera. Gdybyśmy poszli wtedy za ciosem, praktycznie mógłby powstać serial. Amerykanie mają Bonda, a my mogliśmy mieć Kilera. Jednak reżyser zdecydował, że powstaną dwie części i koniec. Szkoda. Moim zdaniem przez taką źle pojętą skromność czasem gubimy po drodze to, co nam się udaje. Udał nam się „Kiler”, więc trzeba go było dalej ciągnąć. Myślę, że pomysłów wystarczyłoby jeszcze na wiele części. Publiczność też z chęcią śledziłaby dalsze przygody dziś fani filmu dyskutują na forach internetowych, dlaczego nie powstała właśnie. Nawet miałem pomysł na trójkę i wspominałem o nim Julkowi. Chciałem, żeby Kiler z Siarą zostali wyekspediowani w przyszłość do „Seksmisji” – do Stuhra i Łukaszewicza na pomoc, bo im tam nie wyszło. Bardzo chciałbym zobaczyć „Seksmisję 2”. Ja, jako fan tego filmu. Jest absolutnie genialny pod każdym względem. A do tego chciałbym też zagrać w „Seksmisji” (śmiech). Gdyby Kiler został przeniesiony w przyszłość do tych dziewczyn, to by mi się o co chodzi z kolekcją Kilerzy? Co oni nam tu – Empik z domów robią?Wcześniej był taki projekt właśnie z „Seksmisją”: najbardziej kultowe teksty z filmu zostały uwiecznione na przedmiotach codziennego użytku. A teraz pojawiła się podobna kolekcja z „Kilera” – popularne cytaty umieszczono na talerzach, domowych fartuszkach, rękawicach do trzymania gorących rzeczy, na kubkach. Widziałem ją i bardzo mi się podoba: jest dowcipna, kolorowa i robiliśmy „Kilera”, dobrym duchem tego filmu był Zbigniew Hołdys, nasz słynny muzyk. Wrócił wtedy do Polski ze Stanów, gdzie długo siedział, i stwierdził: „Powinniście zrobić wokół tego filmu dużo gadżetów, bo to będzie duży przebój i warto zadbać, żeby każdy miał z niego jakąś pamiątkę – breloczek, kubeczek, koszulkę…”. Ale w roku 1997 jeszcze nie było takiego przełożenia przemysłu filmowego na rozrywkowy. Dzisiaj jest inaczej. Mój synek ogląda film „Auta”, w którym głównym bohaterem jest Zygzak McQueen, i ma wszystko z Zygzakiem, poczynając od samego Zygzaka; ma też walizkę z Zygzakiem, szczoteczkę do zębów, koszulkę i nawet buciki z małymi samochodzikami – Zygzakami. Jak się ma ulubionego bohatera, to chce się go zawsze mieć przy fajnie, że ktoś pomyślał: „Kurczę, lubię tego Kilera i chciałbym mieć coś związanego z tym bohaterem, na widok czego się uśmiechnę”. I proszę, jest czerwony talerzyk, na którym są namalowane jajka i napis „Cycki se usmaż”. Momentalnie powstaje skojarzenie, więc śmieję się do tego talerzyka jak głupi do sera. To pozytywne i nikomu nie robi krzywdy. Popieram takie pomysły, które są sympatyczne i nikogo nie pan sądzi, czym dzisiaj mógłby się zajmować Jurek Kiler?Boję się, że Jurka Kilera wplątano by w politykę i dawno by go oczerniono. Oczywiście niesłusznie. Musiałby więc, bo jest ambitnym chłopakiem, dowieść, że nie jest taki, jak się go opisuje. Myślę, że gdyby Jurek Kiler dzisiaj miał mieć przygody, walczyłby z ogólnoświatowym hejtem, z tą wszechobecną nienawiścią. Jestem o tym najgłębiej przekonany, bo przecież Kiler to Magdalena Walusiak 16 czerwca br. w Zawierciu, po kongresie firmowym Novision, udało nam się przeprowadzić wywiad ze znanym aktorem, komikiem i reżyserem – Cezarym Pazurą. Cezary Pazura na seminarium Novision Główny gość spotkania po znakomitym występie opowiadał w kuluarach nie tylko o nowym projekcie satyryczno-edukacyjnym z cyklu – „Pieniądze Na Wesoło”, ale również o tym, jak artysta łączy świat sztuki z biznesem. Małgorzata Skórska: Czy jest pan zadowolony ze swojego debiutanckiego filmu pt. „Weekend”? Cezary Pazura: Tak, jestem bardzo zadowolony z filmu „Weekend”. Dokładnie takiego filmu chciałem i taki udało mi się zrobić. Cieszę się, że „Weekend” obejrzało w kinach prawie 800 tys. widzów oraz, że jako pierwszy polski film został dystrybuowany w sieci kin Cineworld. To duży sukces. Tym bardziej, że jeśli chodzi o szeroką dystrybucję na terenie Wielkiej Brytanii, to do tej pory nikomu to się nie udało. „Weekend” był pierwszy. MS: Jakie ma pan plany zawodowe na najbliższe miesiące? CP: Rozmawiamy w dniu, w którym została zaakceptowana ostateczna wersja obrazu filmu „Sztos 2”. W drugiej części kultowego „Sztosu” gram jedną z głównych ról. Ponadto moja firma Cezar 10 jest producentem tego filmu, a reżyserem – podobnie jak pierwszej części – jest Olaf Lubaszenko. Oczywiście to jeszcze nie koniec dalszych prac post produkcyjnych związanych ze „Sztosem 2”, ale jeden z najważniejszych etapów mamy już zakończony. Premierę przewidziano na 20 stycznia 2012 roku. MS: Czym dla pana jest sukces? CP: Jednoznaczna interpretacja tego pojęcia jest bardzo trudna. Dla aktora, z punktu widzenia zawodowego, sukcesem jest to, że gra dużo dobrych ról, a propozycje, jakie dostaje, są interesujące. Jeśli chodzi o mnie, to na pewno taki sukces zawodowy udało mi się osiągnąć. Natomiast z perspektywy czasu, dla mnie jako człowieka, największym sukcesem jest szczęście w życiu prywatnym. Mam kochającą rodzinę i ona znaczy dla mnie najwięcej. Cieszy mnie też, że żyjemy w świecie pokoju, że możemy coś zaplanować i do tego dążyć. I to mi się w życiu udało, że zaplanowałem sobie jakąś drogę i po tej drodze skutecznie staram się maszerować i to jest dla mnie sukces. Jeżeli sobie wyznaczysz metę i do niej idziesz i widzisz, że idziesz dobrą drogą. MS: Jest pan świetnym aktorem, znanym i uznanym kominkiem, reżyserem. Czy współczesnego aktora można nazwać przedsiębiorcą? CP: Prezydent Lech Wałęsa był pierwszym, który powiedział: „Trzeba wziąć swoje sprawy w swoje ręce.” Po kilku latach pracy, kiedy rzeczywiście dobrze rozwijałem się jako młody aktor i kiedy pojawiły się już moje pierwsze małe sukcesy, już wtedy powoli dojrzewałem do myśli, żeby kiedyś połączyć sztukę aktorską z biznesem. Dawniej aktorom wolno było mieć spółki cywilne. Również miałem taką spółkę – byłem, jak to określałem, „człowiekiem-firmą”. Bardzo mi się to podobało i tak już zostało. W tej chwili mam już spółkę akcyjną – Cezar 10, która właśnie wyprodukowała mój pierwszy film „Weekend”, a w tej chwili produkuje „Sztos 2”. Mimo, że istnieje od 2007 roku jest już marką na rynku. Napływa do nas mnóstwo scenariuszy, co oznacza, że dużo ludzi słyszało wiele dobrego o Cezar 10 i chce z nami współpracować. MS: Teatr, kino, aktor, a biznes – jak pan postrzega ten problem z perspektywy dzisiejszych czasów? CP: Byłem jednym z pierwszych aktorów, który tę drogę w Polsce torował i za to wszystko byłem poddawany ciągłej krytyce. Równocześnie jednym z pierwszych aktorów, który publicznie stwierdził, że granie w reklamie nie jest grzechem, który założył spółkę, zrobił sitcom w Polsce i jednym z pierwszych, który założył spółkę producencką. Dlatego wciąż zarzucano mi, że artysta nie może się takimi rzeczami zajmować, a ja przecież dość skrzętnie analizowałem swoje życie i patrzyłem na świat. W Stanach Zjednoczonych i w innych krajach działał normalny system, a my żyliśmy wtedy w czasach transformacji. Teraz na szczęście wszystko się zmieniło i aktor ma większe możliwości. MS: To dość śliska granica, której przekroczenie może okazać się dla aktora niebezpieczne. Czy granica pomiędzy sztuką, a biznesem się nie zaciera? CP: Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym i też znajomi często mnie o to pytali – czy produkując film równocześnie można reżyserować? Odpowiem, że produkując film można reżyserować, ale ciężko by mi było, gdybym musiał równocześnie reżyserować i grać – miałbym rozdwojenie jaźni (śmiech). Bardzo lubię stać pewnie na nogach. Obserwuję młodych i naiwnych aktorów, którzy liczą na coś takiego jak rola życia. Aktor przez całe życie myśli, że to jest ta rola, która da mu splendor i już do końca życia będzie bogaty, znany i lubiany. Nie, tak nie jest, bo życie nasze polega na tym, że bardzo szybko konsumujemy sztukę. Życie filmu trwa w kinie miesiąc, może dwa, i czy to jest „Awatar” czy „Weekend”, to bardzo szybko o tym zapominamy i już trzeba rozpocząć pracę nad nowym projektem i tu właśnie rodzi się przedsiębiorca. Współczesny człowiek musi być – tak jak Leonardo da Vinci – wszechstronny. MS: Czy machina biznesowa nie przykrywa artyzmu? CP: Odpowiem na to pytanie może przekornie, że ja już się w życiu nagrałem i jakby tę satysfakcję z tego, co zrobiłem już mam. Powiem szczerze, że ta przedsiębiorczość bardziej mnie pociąga teraz, niż samo występowanie. Tych występów mam na co dzień bardzo dużo i nie łaknę ich tak bardzo. W życiu tak naprawdę jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, że niekoniecznie to musi być aktorstwo. MS: Dziś skupiliśmy się na biznesie, na finansach… Jak współczesny aktor zabezpiecza swoją przyszłość finansową? CP: W momencie, kiedy zetknąłem się z firmą Novision, dowiedziałem się, ile popełniałem błędów w kwestii zarządzania własnymi pieniędzmi. Dlatego teraz wiem jedno – najpierw muszę zrobić duży remanent, bo podczas życia nazbierało się wiele drobnych niedociągnięć. Trzeba wyraźnie zrobić podział na aktywa i pasywa – należy je policzyć, a potem nimi mądrze gospodarować. Podczas jednego z wykładów Novision, nagle wrócił do mnie pewien obrazek z przeszłości, kiedy byłem młodym 24 letnim aktorem i rozpoczynałem wtedy pracę na etacie w Teatrze Ochoty w Warszawie. Nagle przypomniała mi się symboliczna scena – starsza pani księgowa wręczyła mi do wypełnienia kwestionariusz pogrzebowy do przyszłej emerytury, która wtedy wydawała mi się bardzo odległa. Po latach nagle przebudziłem się w trakcie konferencji firmy Novision i pomyślałem: „Panie Pazura, ma pan 49 lat. Czas pomyśleć o przyszłości nie tylko swojej, ale i swoich najbliższych.” Najwyższa pora, by pomyśleć o finansach i oszczędzaniu. Na co dzień, pochłonięci karierą i żyjący z dnia na dzień o tym zapominamy, choć, żeby oszczędzać, trzeba mieć z czego, a w naszym kraju to nie jest takie oczywiste. Dopiero teraz zrozumiałem na czym polega filozofia oszczędzania. Będę się starał tego trzymać, bo to są cenne uwagi. MS: To nie pierwsza pana przygoda z firmą Novision? CP: Rzeczywiście już wcześniej miałem możliwość zapoznać się z firmą. Wtedy z ciekawością wysłuchałem jednego z wykładów Novision. Wspólnie z prowadzącymi doszliśmy do wniosku, że może warto spróbować wspólnej pracy, ale nieco w innym wymiarze. Zamarzyło nam się powiedzieć ludziom o pieniądzach tak, aby było to dla nich zabawne, ale i interesujące. Chcieliśmy znaleźć podobieństwa między ludźmi – kobietami, mężczyznami – a monetami, banknotami. Chcemy to pokazać w krzywym zwierciadle, bo najlepiej edukować się przez śmiech… Taki był pomysł i ja z przyjemnością do tego projektu się przyłączyłem. MS: Pieniądze, biznes na wesoło? CP: Tak, na wesoło. W życiu nie można wszystkiego, co ważne, demonizować, bo najgorzej jest podchodzić do pieniędzy właśnie w ten sposób – człowiek trzęsie się i boi, bo nie wie, co z nimi zrobić. Dlatego trzeba tego „diabła” oswoić. Jak się okazuje – nie taki diabeł straszny jak go malują – i z pomocą przychodzą fachowcy w tym zakresie – firma Novision. To oni uświadamiają nam pewne rzeczy, bo my po prostu tego nie wiemy, a tego w szkole nie uczą, niestety. MS: Czy aktor ma manierę oszczędzania pieniędzy? CP: Czy aktor – to nie wiem, ale ja staram się oszczędzać i świadomie zarządzać pieniędzmi. Żyjemy w czasach, gdzie obecne pokolenie aktorów zarabia naprawdę nieźle, czy to z ról filmowych, czy kontraktów reklamowych. Takie pieniądze warto mądrze zagospodarować. MS: Przed panem jeszcze do zrealizowania wiele projektów zawodowych. Jak to wszystko wpisuje się w definicję rentierstwa? Czy można powiedzieć, że jest już pan rentierem? CP: Nie, absolutnie jeszcze nie jestem. I można powiedzieć, że spędza mi to sen z powiek. To moje marzenie, żeby dożyć do takiego momentu, aby nie musieć iść do pracy, a móc żyć z tego co człowiek już zaoszczędził. I niestety tak mi się życie poukładało, że jeszcze tym rentierem nie jestem i jeszcze będę musiał do tej emerytury na pewno pracować, ale wtedy kto wie, kto wie… MS: Sztuka filmowa, komediowa, sposobem na osiągnięcie niezależności finansowej? CP: Kiedy zaczynałem pracę jako aktor w latach 80 to mówiło się, że aktorstwo to jest hobby dla bogatych ludzi, że z tego się nie da wyżyć i rzeczywiście wielu moich kolegów wtedy zrezygnowało z zawodu. Ja sobie określiłem taką cezurę czasową, że jeżeli nie uda mi się przez ileś lat odnieść sukcesu w zawodzie, to też sobie dam spokój i poszukam alternatywy. Okazało się jednak, że jakoś tak z roku na rok radziłem sobie coraz lepiej. Potem zmienił się ustrój, przeczekałem największe kryzysy. Później zaczęło być coraz bardziej normalnie i ja zostałem na tej fali wznoszącej i udało mi się załapać na ten okres, gdzie z aktorstwa, jeżeli już człowiek uprawia rzetelnie ten zawód i ma dorobek i ochotę to robić – da się wyżyć. Ale też są przykłady, np. Marek Kondrat, który już po prostu miał tego dosyć i wolał się zająć czymś normalnym, bo aktorstwo to jest bardzo trudny zawód. Człowiek jest ciągle na cenzurowanym i codziennie musi udowadniać nie tylko sobie, ale i wielu ludziom, że nie jest „wielbłądem”… MS: Czyli współczesny aktor może być równocześnie biznesmenem i artystą? CP: Jak najbardziej powinien. Myślę, że koledzy po fachu już do tego dojrzeli. Widzę, że młodzi aktorzy bardzo realnie myślą o finansach i normalnie rozmawiają o pieniądzach. Kiedyś artystom wręcz nie wypadało mówić o pieniądzach… W tej chwili wszyscy głośno mówią o finansach wprost. Sam prowadzę takie rozmowy z moimi kolegami po fachu, kiedy przychodzi do mnie aktor i otwarcie mówi, jaka jest jego stawka za dzień zdjęciowy. Mimo, że to mój kolega, muszę sobie policzyć, czy mnie na niego stać. To tylko tyle. MS: Dziękuję za rozmowę. Wprowadzenie Cezarego Pazury chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Wybitny aktor, którego pokochała cała Polska, od lat zaraża publiczność pozytywną energią, uśmiechem i humorem. Mamy to szczęście, że poświęcił nam swój czas i razem z Mirosławą Trenerowską porozmawiali o nauce języka angielskiego – dlaczego warto, jak to wyglądało kiedyś, za czym się tęskni, a co się zmieniło na lepsze. Chcesz dowiedzieć się, dlaczego Cezary Pazura poleca naukę angielskiego? Koniecznie obejrzyj wywiad i daj znać w komentarzach, jak Ty wspominasz swoją naukę języka angielskiego!

wywiad z cezarym pazurą